niedziela, 28 sierpnia 2011

Najwieksze skrzypce w Japonii

Dlugo mnie tu nie bylo...bo znow troche sie zagapilam i dlugo siedzialam w szpitalu (pracocholizm wrodzony czy nabyty?). Coraz lepiej dogadywalam sie z lekarzami (chyba poczuli, ze zaraz mnie straca) i pozwolili mi troche pocwiczyc na biednych japonskich pacjentach - na szczescie w znieczuleniu ogolnym ;)

Czasem znow napadala mnie tesknota za domem, ale wtedy wlaczalam japonska radiostacje na walkmanie i udawalam, ze rozumiem. Calkiem fajna muzyke nadaja na czestotliwosci 88.1 FM - podobna, jak w RMF Classic...

W piatek mielismy spotkanie pozegnalne (kiedy to zlecialo?!) razem ze studentami japonskimi i naszymi goscinnymi rodzinami (ode mnie przyszla Akiko i Tako). Mariana namowila mnie na ubranie yukaty i troche dziwnie sie czulam, gdy szlam na kolacje i ludzie ogladali sie za mna jakby widzieli kosmite. Wczesniej tak sie wystroilam na Dajmonji, ale razem z jedna lekarka, poza tym wtedy duzo ludzi bylo w yukatach...ale jak juz sie schowalam do restauracji to bylo ok.
Po jedzeniu znow poszlismy na karaoke, ale tym razem tylko godz. i spac...wszyscy bylismy zmeczeni, a potrzebowalismy energie na ostatni weekend w Kraju Wschodzacego Slonca.

W sobote rano razem z Akiko zainwestowalysmy w jednodniowy bilet na metro i ruszylysmy na podboj Osaki - najpierw Sky Building - dowiedzialam sie, ze to dobre miejsce na randke, na samej gorze jest pelno sof (takze w ksztalcie serca :D), wiec zwylke tez duzo par...tak wiec postanowilysmy zobaczyc Osake z innej wiezy - Tsūtenkaku - w starym miescie ;) .


Gdy dotarlysmy do drugiego miejsca juz bylysmy glodne, a jest to jedno z niewielu miejsc, w ktorych mozna sprobowac tradycyjnych przysmakow, np. nasion Ginko biloba smazonych w ciescie...Po lunchu chcialysmy na wieze, ale dopadla nas nawalnica (pierwszy raz zobaczylam blyskawice w Japonii, a ta wieza dwukrotnie byla zniszczona przez piorun), wiec schowalysmy sie w jednym ze sklepow i rozpaczalysmy nad uciekajacym czasem....az tu nagle pewien pan dal mi ogromna parasolke i kazal zwiedzac dalej :o
Pobieglysmy wiec znow do metra (bilet juz dawno sie zwrocil) i pojechalysmy do galerii sztuki - zdazylysmy tuz przed zamknieciem...Po tym wszystkim ledwo zywe popedzilysmy na kolacje do znajomego Polaka i jego zony-Japonki na kolacje. Tym razem byly tez dwie Slowaczki, ktore studiuja japonistyke w Kobe...i Japonka w podeszlym wieku - rezyserka filmow japonskich - duzo z nia rozmawialam i okazalo sie, ze lubi filmy o kobietach i nakrecila dokument o kobietach-rezyserach, m.in. z wywiadem z Agnieszka Holland...Czas znow szybko zlecial, a niedziela miala byc intensywna...

Profesor zaprosil mnie znow do Kioto, by razem wspiac sie na gore Hiei .
Jego zona odebrala mnie z dworca i razem pojechalismy samochodem, by zobaczyc najstarsza buddyjska swiatynie w Japonii (zbudowana w VIII w n.e.) - Enryaku-ji.
Okazalo sie, ze profesor anestezjologii - spokojny i pogodny czlowiek kochajacy ptaki lubi tez szybka jazde nowym BMW po kretej gorskiej drozce...na szczescie jakos to przezylam (malpa, ktora przebiegla tuz przed maska tez...) i po dluuuuzszej chwili zobaczylam Kioto z oddali i Jezioro Biwa - najwieksze w Japonii...w ksztalcie japonskich skrzypiec, od ktorych wzielo nazwe.


Po chwili podziwiania widokow i dochodzenia do siebie po szalenczej jezdzie poszlismy zwiedzac swiatynie. Najbardziej jednak podobal mi sie ogromny dzwon, w ktory MUSIALAM z calej sily walnac! Wczesniej widzialam takie dzwony, ale duzo mniejsze, a ten byl wyjatkowo oblegany i slychac go bylo chyba w promieniu kilometra :D


Na gorze bylo bardzo przyjemnie chlodno, wiec usiedlizmy w cieniu i zjedlizmy lunch.
Potem zjechalismy do miasta zobaczyc swiatynie Kyomizu ze slynna scena taneczna i zrodlem swietej wody...


Dowiedzialam sie tez wreszcie o co chodzi z papierkami zawiazanymi na drzewach i slupach - to zle wrozby wylosowane w swiatyni (dobre ludzie zabieraja ze soba). Profesor z zona swierdzili, ze jak jak wylosuja niepomyslna wrozbe to po prostu w nia nie wierza ;)



Po swiatyni musielismy sie schlodzic lodami, bo znow byl straszny upal (jak zwiedzam Kioto to grzeje, jak Osake - leje...) i poszlismy ogladac ceramike, bo ta czesc Kioto (Kyomizu) z tego slynie (podobnie jak Arita na Kiusiu)...